Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gertrud von le Fort. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gertrud von le Fort. Pokaż wszystkie posty
Gertrud von le Fort „Papież z getta”

kwietnia 02, 2024

Gertrud von le Fort „Papież z getta”

 

Gertrud von le Fort napisała w powieść w której umiera Papież… jego śmierć jest niezwykle symboliczna, piękna. Po śmierci namiestnika Piotrowego wybranych zostaje… dwóch Papieży! Jeden z Papieży jest … Antychrystem. Jest to pochodzący z rodziny żydowskich bankierów kardynał Pietro Petri Leoni. Przyjmuje on imię Anakleta II. Po wyborze dwóch Papieży następuje schizma… Powieść „Papież z getta” jest powieścią sensacyjną, nawiązuje do wydarzeń z roku 1130, traktuje o postaciach autentycznych i przypomina nam kilka prostych prawd: nie ma życia bez Krzyża. Każdy, kto chce „znieść Krzyż”, nawet jeśli ma dobre intencje i chce zlikwidować cierpienie niewinnych jest Antychrystem.  Dlaczego? Gertrud wyjaśnia: „Świat jednak zbawiony będzie nie przez tych, którzy walczą w obronie niewinnych (aczkolwiek powinniśmy walczyć o niewinnych), ale przez gorzkie męki niewinnych”. Niesamowity jest fragment, który mówi o tym, że przyszły antypapież chce, żeby nie cierpiał już żaden niewinny człowiek - brzmi to dość rozsądnie, prawda? Wówczas słyszy on pytanie, co zrobi zatem z tym Niewinnym na Krzyżu? Odpowiedź nie pada…, za to Krucyfiks spada ze ściany… 


Po prostu człowiek po grzechu pierworodnym nie jest w stanie zbudować świata całkowicie sprawiedliwego, całkowicie pozbawionego cierpienia, bólu, krzywdy. To właśnie pod hasłami równości, sprawiedliwości i braterstwa dokonywały się na świcie największe zbrodnie. 


Pod pozorem budowania lepszego świata, odbiera się ludziom wolność wyboru, pozwala na aborcje i eutanazje pod hasłem praw człowieka, promuje in vitro - żeby nie cierpieli ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, wspiera zmiany płci, powodując trwałe okaleczenie fizyczne zagubionych nastolatków. To wszystko w imię walki z cierpieniem! Usunięcie cierpienia, w każdej możliwej formie, staje się usprawiedliwieniem dla naruszania wszelkich praw i norm moralnych. Współczesny świat realizuje program antychrystowy, który polega na odrzuceniu Krzyża, na walce z każdym przejawem cierpienia, co prowadzi do powstania jeszcze większego cierpienia. Przykładami takiej walki jest dziś marksizm kulturowy, całkowicie antychrystusowy i tym samym antyludzki. 


Poniżej zostawię Wam kilka fragmentów książki, które są niezwykle poruszające: 


„- Synu mój, sprawiedliwość jest tylko w piekle, w niebie jest łaska a na ziemi krzyż. Kościół jest po to, aby błogosławił tych, którzy niosą krzyż. I przeło błogosławimy ciebie i twoich, Petrusie Pier Leonis; i wy niesiecie krzyż Jezusa Chrystusa.


Wtem zdało się, że ciało młodego Petrusa dziwnie się skręciło, jakby niezmierna boleść przeszyła je na wylot.


Wykrztusił prawie ze wstrętem: Krzyż Chrystusa naszą nagrodą?


I ujrzałem, że papież blednie, jakby przed oczyma jego duszy otwarła się przepaść.


Potem obie ręce wyciągnąwszy w stronę klęczącego, twarzą równocześnie pełną bezmiernej litości: Mój synu, jeżeli chodzi o twoją duszę, to chciałbym krzyż zmienić, abyś go mógł pokochać: bo wiedz, purpura Kościoła, której pragniesz, jest purpurą Chrystusa przed Ponckim Piłatem. Na tobie będzie ciążył obowiązek, aby ją nieść.


Po tych słowach młody Petrus wyszedł zmieszany, a ja padłszy na kolana przed naszym ojcem świętym, zawołałem w głos: - Ojcze święty, teraz widzę, że Kościół Chrystusowy nie jest z tego świata, bo oło żeglujemy pośród samych pogan i żydów, tak że nikt nie jest w słanie zrozumieć naszych myśli.


Ojciec święty: Tak, mój bracie, Chrystus umarł za jednych i drugich”


—————


„A tymczasem rzeczywiście nadeszła ostatnia godzina ojca świętego Honoriusza. Klęczeliśmy znów wokół niego skupieni, jak w kościółku Sancta Maria in Dominica. Tylko brat nasz Heimericus wyprostowany stał na uboczu, z otwartego balkonu mierząc oczyma tłumy.


Nagle przystąpił do swego umierającego pana ze słowami: Ojcze święty, tłum pragnie twego błogosławieństwa.


Nasz umierający pan (ciało jego wzdrygało się przy każdym głośniejszym okrzyku tłumów, ale duch jego był już daleko) tchnąwszy zaledwie: nieście ludowi moje błogosławieństwo.


Na to nasz brat Heimericus po chwili milczenia, jakby sam z trudem zbierał siły: Ojcze święty, musicie sami udzielić błogosławieństwa.


Na to my wszyscy gwałtownie unieśliśmy twarze przeciw niemu, a przeor klasztoru, który modlił się tuż przy naszym umierającym panu, pochylił się głębiej nad nim, tak że rękaw jego habitu jak opiekuńcze skrzydło spoczął na głowie papieża.


A tymczasem brat Heimericus po raz włóry (zdało się jednak, że głos jego złamał się jak sztaba żelazna): Ojcze święty, musicie sami udzielić błogosławieństwa.


Zdawało się jednak, że go chory wcale nie zrozumiał.


Gasnącym głosem, już nie papież Honoriusz, ale umierający człowiek w najgłębszej niedoli: Módlcie się ze mną, podajcie mi krzyż.


Na to kanclerz zbielałym, nieubłaganym głosem: Ojcze święty, to, czego się od was żąda, to jest właśnie krzyż.


Wówczas niektórzy z nas poczęli głośno szemrać. Ostatnie chwile choćby i samego papieża należą się Bogu i duszy.


Nagle uniósł nasz ojciec umierający ramiona swe do naszego brata Heimericusa ruchem serce rozdzierającym (opadły później bezsilnie): Unieście mnie!


Wszystkim nam łzy gorące puściły się z oczu.


Potem zawołał nasz brat Heimericus (on jeden mógł jeszcze dobyć z siebie głosu), aby podano jakie okrycie. Przyniesiono je, ale nikt nie miał odwagi dotykać konającego w czasie jego ostatnich zapasów ze śmiercią.


Wziął go przeło nasz brat Heimericus w ramiona i wyniósł na balkon; nam jednak się wydawało, jakby wyniósł umęczone ciało naszego Kościoła. I tak wisiał nasz umierający ojciec na ramionach swego kanclerza, zaprawdę jakby na drzewie krzyża.


Kiedy hałasujący tłum ujrzał tego, którego już był sądził umarłym (dwóch kleryków trzymało pochodnie z dwóch stron loggii), zaległa grobowa cisza; wszystko upadło na kolana.


A w tej chwili papież Honoriusz wydał ostatnie tchnienie. I teraz tak nam się zdawało wisiał nasz wielki brat Heimericus równocześnie na krzyżu swego umarłego pana”


Gertrud von le Fort „Papież z getta” W tłumaczeniu Jana Sztaudyngera, Wyd. Księgarnia św. Wojciecha

„Crucifixus etiam pro nobis sub Pontio Pilato, passus et sepultus est”, sen żony Piłata w opowiadaniu Gertrud von le Fort

marca 29, 2024

„Crucifixus etiam pro nobis sub Pontio Pilato, passus et sepultus est”, sen żony Piłata w opowiadaniu Gertrud von le Fort


 W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: «Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu»” (Mt 27, 19).


Według powieści Gertrudy von Le Fort z 1955 r. „Die Frau des Pilatus” („Żona Piłata”) widziała we śnie wielu ludzi na przestrzeni wieków wypowiadających słowa z Credo Nicejskiego: „Umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion”, w języku… łacińskim… Lektura tego opowiadania sprawa, że pojawiają się na całym ciele ciarki. Kim była żona Piłata? W opowiadaniu Gertrud jest niewiastą, której dane było we śnie przemierzyć wieki, pędząc przez nie z prędkością dźwięku, słyszała słowa Credo, wypowiadanego podczas Mszy Świętej w dawnym rycie aż do skończenia świata… Zostawiam Wam krótki fragment tłumaczenia - dłuższy fragment znajdziecie na blogu - zachęcam do lektury, bo dawno żaden tekst nie zrobił na mnie takiego wrażenia… „Crucifixus etiam pro nobis sub Pontio Pilato” będzie brzmiało do końca świata…


„Usłyszałam z niezwykłą wyrazistością słowa: Umęczony pod Poncjuszem Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion. Nie potrafiłam wyjaśnić, jak imię mojego męża pojawiło się w ustach tych ludzi, ani co oznaczało, ale mimo to poczułam niejasne przerażenie na myśl o słowach, które usłyszałam, jakby mogły mieć wyłącznie tajemniczo mroczne znaczenie. Zdezorientowana chciałam wyjść z tego pomieszczenia, ale byłam już w innym, jeszcze ciemniejszym, które przypominało cmentarze u bram Rzymu i było jeszcze gęściej zapełnione modlącymi się ludźmi niż poprzednie. Padły słowa: Umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion – próbowałam wydostać się na wolność, ale znowu znalazłam się w zamkniętym pomieszczeniu, które tym razem kryło w sobie coś świętego. Znowu usłyszałam imię mojego męża z modlących się ust zgromadzonych postaci. Pospieszyłam dalej: otwierały się przede mną pomieszczenia za pomieszczeniami – chwilami wydawało mi się, że rozpoznaję jedną ze znanych rzymskich świątyń, choć dziwnie odmienioną: widziałam marmurowe ambony ze złotymi i czerwonymi kamieniami, ale na ani jednej z nich nie było obrazów bogów, których znałam. Czasami w absydach pojawiały się duże zagraniczne mozaiki, przedstawiające nieznanego Boga - sędziego. Ale zanim w pełni zobaczyłam Jego twarz, znów wstrząsnęły mną szokujące słowa, które padały z ust zwartego tłumu: Umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion – biegłam wciąż dalej i dalej – przywitały mnie portale zamkowe, bazyliki. Mój krok stał się bardziej dostojny. Liczba zgromadzonych tam ludzi wydawała się coraz większa, architektura stawała się coraz dziwniejsza - po czym nagle masywne sale zaczęły się wznosić, jakby unosiły się w stanie nieważkości ku niebu, wolne od wszelkich praw ciążenia. Tutaj zgromadzeni czciciele milczeli, ale śpiewały niewidzialne chóry i z nich także wybrzmiewało imię mojego męża: „Crucifixus etiam pro nobis sub Pontio Pilato, passus et sepultus est” - Wtedy też zniknęły lekkie konstrukcje, a ukazały mi się filary ozdobione dziwnymi draperiami, których patetyczny blask niemalże je przytłoczył. Przez przestrzeń, którą wspierały te filary, płynęła także porywająca muzyka: słuchać było obcobrzmiące chóry, których różnorodne głosy splatały się i ponownie rozdzielały, tak że słowa płynęły w sposób dla mnie niezrozumiały. Tymczasem nagle z potężnej fali dźwięków wydobył się jeden: ostry, surowy, nieskazitelnie czysty, oskarżycielski, niemal groźny głos i znów zabrzmiały słowa: „Crucifixus etiam pro nobis sub Pontio Pilato” – Biegłam, biegłam dalej, jak gdyby ścigana przez jakąś wściekłość, biegłam coraz dalej, zdawało mi się, jakbym pędziła przez stulecia i musiała biec przez stulecia jeszcze raz, tak, jakby goniono mnie do końca wszechczasów, ścigało mnie najukochańsze imię, które jakby kryło w sobie los o niezmierzonej powadze, którym jest nie tylko Jego cenne życie, ale 

grozi rzuceniem cienia na całą ludzkość.


Przerwała, gdyż z zewnątrz już od dłuższego czasu słychać było podekscytowane głosy tłumu. Teraz do naszych uszu dotarło imię prokuratora i zaraz potem, jakby w tajemniczej odmianie głosu ze snu, rozległ się wielogłosowy krzyk: >>Na krzyż, na krzyż z Nim!<


Cóż, znaliśmy zwyczaje tego małego, fanatycznego ludu, wśród którego byliśmy skazani na życie; przyzwyczailiśmy się, że od czasu do czasu jesteśmy narażeni na te absurdalne zamieszki uliczne, gdy tylko dominująca kasta kapłańska chciała wymusić swoje uparte życzenia na prokuratorze. Zwykle nie zwracaliśmy uwagi na te ich przedsięwzięcia. Ale dzisiaj naprawdę wydawało nam się, że istnieje coś, co rezonuje ze snem mojej pani, o którym właśnie usłyszałam – odległe stulecia, przez które, jak sądziła, przebiegła, cofnęły się do teraźniejszości. (…)


Aby ją uspokoić, zadzwoniłam do jednej z niewolnic stojących w atrium, która jak wszyscy wiemy, zawsze zna wszystkie nowinki w mieście, i zapytałam, co się dzieje. Odpowiedziała, że ​​Żydzi zaciągnęli pod gmach sądu mężczyznę, który, jak twierdzili, chciał zostać królem i że prokurator musiał go ukrzyżować. Jest to naród zły i niewdzięczny, bo ten Jezus z Nazaretu – tak ma na imię więzień – uczynił im wiele dobrego, jest wielkim cudotwórcą i uzdrowicielem chorych. Chciała powiedzieć więcej, ale dałam jej znak, żeby milczała, bo zauważyłam, że moja pani z każdym słowem stawała się coraz bardziej nerwowa.

-Och, wiedziałam, że poranne sny zawsze się sprawdzają - płakała, gdy znów zostaliśmy same -  Przez tego więźnia spełni się mój sen, prokurator nie może go skazać! O dobra Praxedis idź do niego i w imię całej mojej delikatności poproś go o uwolnienie oskarżonego. Pośpiesz się, na miłość wszystkich bogów, pospiesz się!<<<


Gertrud von le Fort  „Ostern” / „Wielkanoc” [tłumaczenie wiersza]

marca 21, 2024

Gertrud von le Fort „Ostern” / „Wielkanoc” [tłumaczenie wiersza]

 


I usłyszałam Głos wśród nocy, potężny niczym oddech świata, mówiący: „Kto będzie nosił Koronę Odkupiciela?”

A moja miłość powiedziała: „Panie, ja chcę ją ponieść”.

I niosłam koronę w dłoniach, a krew spływała po moich palcach przez czarny cierń.

Ale Głos zawołał ponownie: „Musisz nosić koronę na głowie!” A moja miłość odpowiedziała: „Tak, chcę ją nosić”.

I nałożyłam koronę na moje czoło i zajaśniała ona światłem białym jak woda z górskiego potoku.

A Głos zawołał: „Oto czarny cierń zakwitł!” A światło rozbłysło od czubka głowy, rozlało sie szeroko niczym rzeka do palców moich stóp.

I zawołałam z wielkim przerażeniem: „Panie, dokąd chcesz, bym zaniosła tę koronę?”

A Głos odpowiedział: „Masz ją zanieść do życia wiecznego”.

Wtedy powiedziałam: „Panie, to jest korona cierpienia, pozwól mi od niej umrzeć!” 

Ale Głos powiedział: „Czy nie wiesz, że cierpienie jest nieśmiertelne? Przemieniłem nieskończoność: Chrystus zmartwychwstał!”

Wówczas światło mnie zabrało - - -


Gertrud von le Fort

„Ostern” / „Wielkanoc” 

z tomiku „Hymnen an die Kirche” (tłum. „Hymny do Kościoła”)

Tłumaczenie: Anna Maternowska-Frasunkiewicz @mama_lingwistka

• Światowy Dzień Poezji •

#gertrudvonlefort 

„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]

marca 11, 2024

„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]


 „Żaden męski głos nie zastąpi głosu matki. Pytanie brzmi, w jaki sposób uwydatnić głos matki, by go nie zniekształcić? Świadomość, że nie istnieje prawo kobiety do posiadania dziecka, lecz jedynie prawo dziecka do posiadania matki, koresponduje z inną kobiecą świadomością naszych czasów: nie ma tak zwanego „prawa kobiet” do pracy i powołania, za to jest na świecie prawo dziecka do kobiety”

„Tak jak matka całkowicie oddaje swoje życie za dziecko w godzinie jego narodzin, tak samo jej życie po porodzie nie należy już do niej samej, ale do dziecka. (…) kobieta-matka jest kobietą zatopioną w dziecku. 


„Urodziła dziecko

Ku największemu szczęściu

i najgłębszemu smutkowi.

I jest teraz całkowicie bezradna 

w dziecięcym niemym pięknie”


Niezmierzona, naturalna miłość, która emanuje od matki i tworzy jednocześnie przestrzeń życiową, w której kształtuje się dziecko i formuje się jego osobowość, oznacza dla samej matki rezygnację i poświęcenie, aż do narażenia się na niebezpieczeństwo utraty własnej osobowości i formy - ta ofiara rozumiana jest również w sensie całkowicie heroicznym, ale jednocześnie absolutnie pozbawionym emocji. Tak jak heroiczna godzina narodzin dopełnia się za zasłoną, tak heroizm reszty życia matki dopełnia się w jego głębokiej niepozorności


fragmenty „Die ewige Frau” („Niewiasta wieczna”) 


więcej niebawem… 


Na zdjęciu młoda Gertrud von le Fort 🤎 

Gertrud von le Fort o macierzyństwie [tłumaczenie]

marca 03, 2024

Gertrud von le Fort o macierzyństwie [tłumaczenie]

 

„Macierzyństwo nigdy nie może stać się dla kobiety zadaniem szczególnym, naznaczonym czasem, ponieważ jest jej zadaniem po wsze czasy. Tak jak nie pojawia się w matce to, co wyjątkowe i niepowtarzalne w jej osobie, tak też nie pojawia się w niej to, co wyjątkowe i niepowtarzalne w danej epoce. Każdy czas kończy się przed matką, gdyż czas nie ma nad nią żadnej władzy. Kobieta w swym panieństwie samotnie przeciwstawia się czasowi, jako oblubienica dzieli czas wraz z mężczyzną, w macierzyństwie pokonuje czas: matka jest obrazem ziemskiej nieskończoności, zarówno w jej szczęściu, jak i w bólu tysiące lat mijają bez śladu: matka jest zawsze taka sama…” cdn.


„Die ewige Frau” / „Niewiasta wieczna”

Gertrud von le Fort


tłumaczenie: Anna Maternowska-Frasunkiewicz

O życiu i twórczości Gertrud von le Fort, pisarce humanizmu katolickiego

stycznia 25, 2024

O życiu i twórczości Gertrud von le Fort, pisarce humanizmu katolickiego

 


Gertrud von le Fort (ur. 11.10.1876 Minden - zm. 1.11.1971 w Obersdorfie) to jedna z czołowych przedstawicielek katolickiej literatury niemieckiej, wybitna przedstawicielka europejskiego humanizmu katolickiego. 


Urodziła się w rodzinie protestanckiej. Jej ojciec był pruskim pułkownikiem. Studiowała teologie protestancką, historię i filozofię. W 1926 roku konwertowała na katolicyzm, w wieku 50 lat debiutowała jako pisarka, jej twórczość była związana właśnie z jej konwersją. 



Pisarka była głęboko zafascynowana działaniem Łaski Bożej, Kościołem Świętym. Wiele jej powieści posiadało tło historyczne, które stało się tłem problemów duchowych i ponadczasowego chrześcijańskiego przesłania. Gertrud ukazuje na tle uwarunkowań historycznych wewnętrzną przemianę bohaterów pod wpływem działania Boga. 



Gertrud odziedziczyła po matce szczególny rodzaj religijności, pobożność opartą na doświadczeniu, bardzo bezpośrednią, delikatną, skrytą, lecz unikającą przesadzonych wypowiedzi na tematy religii. 




Pisarka wielokrotnie podkreślała, że ​​jej późniejsze nawrócenie na katolicyzm nie oznaczało zerwania z przeszłością. Jest to raczej jej rozwój, dalszy skutek wcześniejszych wpływów macierzyńskich.


Matka, w przeciwieństwie do ojca, była gorliwą parafianką, związana była silnie ze swoją wspólnotą wyznaniową. Uwielbiała regularne lektury religijno-medytacyjne i preferowała  książkę o naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis oraz poetyckie hymny ewangelickie.


Każdy dzień zaczynał się od jednej z pieśni Paula Gerhardta, w której Gertrud von le Fort znajdowała nie tylko religijną pociechę, ale i poetycką radość na całe życie. Matka nigdy nie zapominała czytać niedzielnej Ewangelii.


Umiejętności artystyczne Gertrud von le Fort oraz jej zamiłowanie do powieściopisarstwa  wywodzą się z rodziny jej matki. Matka miała nie tylko talent do malowania i rysowania, ale także opanowała tysiące drobnych sztuk. Była równie dobra w dekorowaniu pisanek, jak w robieniu lalek. Wiele niedzielnych popołudni w gronie rodzinnym zajmowało im rysowanie portretów, w tym karykatur. Matka miała tyle samo poczucia humoru, co wyczucia poezji. Dzieła Fritza Reutera potrafiła deklamować żywo i ze subtelnym wyczuciem. 


Lothar von le Fort, ojciec Gertrud, to bardzo ciekawa postać. Ożenił się dość późno. Gdy jego najstarsza córka przyszła na świat - była nią Gertrud - miał 45 lat. Gertrud była zdecydowanie córeczka tatusia. Lothar uważnie obserwował swoje dzieci, trzymał je z dala od niekontrolowanych wpływów, cenzurował ich lektury, od samego początku wykluczał możliwość uczęszczania dzieci do szkoły publicznej i przyjmował do domu prywatnych nauczycieli.



Dla Gertrud postać ojca musiała być tożsama z cesarzem, imperium, tradycją i historią. Lothar Freiherr von le Fort bardzo interesował się historią. To zainteresowanie rozwinęło się w nim przede wszystkim poprzez studiowanie historii wojennej. Był zagorzałym wielbicielem Ranke'a i polecił go swojej córce jako przełomową lekturę. 


Opierał się całkowicie na kantowskim imperatywie kategorycznym, mianowicie by postępować tak, aby maksyma własnej woli mogła w każdej chwili obowiązywać także jako zasada prawodawstwa powszechnego.


Późniejsze rozważania poetki dotyczyły głównie nieustannej transcendencji i przekształcania obrazu ojca i jego wzorcowego odcisku, nieustannej debaty o imperium i ojczyźnie, honorze i sile, potędze i wielkości.


Chociaż Gertrud von le Fort była córeczką tatusia, wśród jej literackich postaci jest więcej silnych kobiet niż bohaterskich mężczyzn. Oczywiście, mężczyźni nie są dyskredytowani w jej dziełach. Walka płci nie ma miejsca w twórczości Gertrud, niemniej to właśnie kobiety robią na czytelniku silniejsze wrażenie.


Paweł Milcarek w „Otwartych oknach” (wyd. Dębogóra) pisze o Gertrud von le Fort: „Ten głos jest silniejszy od antyświadectw letniego katolicyzmu. Gdy zawodzą jednostki, głos brzmi nadal, nawołuje właśnie tam, gdzie nie musi być już mylony z mocą i słabością człowieka: w codziennym śpiewie ukrytych zakonnic, w liturgii Kościoła, w pięknie bazylik rzymskich, w niezmienności nauki katolickiej…

W czasach, gdy w świecie wzmagała się równocześnie swoista „moda na katolicyzm” i chęć upodabniania go do świata, von le Fort sygnalizuje ironicznie swój dystans wobec tych „błyskotliwych teorii”, a w usta czcigodnej poganki – babuni wkłada uwagę, że prawdziwi chrześcijanie nie interesują się „mówieniem czegoś nowego o Kościele”, gdyż „mogą to spokojnie pozostawić ludziom nie należącym do Kościoła”, którzy „robią to doskonale i, jak na własne potrzeby, o wiele bardziej interesująco niż jego wyznawcy”.


Odkąd zafascynowała mnie Gertrud swoją twórczością, mam jedno nieodparte wrażenie… tyle lat się uczyłam niemieckiego, studiowałam, praktykowałam jako tłumacz… by po dziesiątkach lat spotkać Gertrud w języku niemieckim i mieć wielkie pragnienie, by ją Wam przybliżyć. 


Gertrud przed śmiercią powiedziała, że chce, by czytano jej książki za sto lat. Od jej śmierci minęły 52 lata, mam nadzieję, że zmieścimy się w tym czasowym okienku i polski czytelnik pozna tę wspaniała pisarkę, jeśli nie z jej nowel, esejów czy powieści, to chociaż z cytatów w postach.


Postać pisarki związana jest z Edytą Stein i wyjątkowym kapłanem o polskich korzeniach Erichem Przywara (poświęcę tym relacjom kolejne posty). 


Dwie wspaniałe kobiety: Edith Stein i Gertrud von le Fort łączyło to, że obie konwertowały na katolicyzm: jedna z judaizmu druga z protestantyzmu, obie obrażone były niezwykłym intelektem i obie głęboko kochały Chrystusa: 


W „Hälfte des Lebens” (połowa życia, bo Gertrud konwertowała mając 50 lat) Gertrud opowiada o swojej własnej drodze: „objawienie Bożej miłości na wieki spoczęło w Chrystusie, czego nauczyła mnie moja matka. Jej usta nauczyły mnie wymawiać Jego Imię i całe moje życie religijne odnajduje w Nim głęboką wewnętrzną jedność, która później znalazła swoje miejsce w sercu Kościoła katolickiego”.



Ufność ta łączy się z ufnością Edyty Stein w liście z 13 grudnia 1925 r. do jej przyjaciela Romana Ingardena: „Chrystus jest centrum mojego życia, a Kościół Chrystusowy moją ojczyzną”


Najpiękniejsze relacje, które mogą wydać światu tyle dobra, zakorzenione są zawsze w Chrystusie!


Gertrud ze wspominaną Edytą Stein, łączyła głęboka duchowa przyjaźń, która znalazła swe odbicie w twórczości Gertrud polecanej żywo przez samą św. Teresę Benedyktę od Krzyża. 


Obie panie spotkały się dzięki polskiemu jezuicie Erichowi Przywarze, który był spowiednikiem Edyty Stein.


Edyta Stein przywoływała Gertrud von Le Fort w swoich pismach, wymieniała ją jako jedną z czterech najbardziej znamienitych pisarzy, obok Tołstoja, Dostojewskiego i Undset. We wstępie do artykułu „Historia i duch Karmelu”, Edyta pisze: „W Niemczech uwagę kręgów intelektualnych szczególnie zwróciło na nasz Zakon opowiadanie autorstwa Gertrud von Le Fort”. Opowiadanie, do którego odnosi się Edyta Stein, to „Die Letzte am Schafott” („Ostatnia na szafocie”) z 1931, które traktuje o męczeństwie karmelitanek z Compiègne.


Edyta Stein polecała wszystkim twórczość Gertrud. Odpowiadając na list Siostry Callisty Brenzing, napisała do niej: „Będziesz zaskoczona tym, co chciałabym Ci zaproponować do czytania: powieść historyczną „Papież z getta” (1929) i powieść edukacyjną „Chusta Weroniki” (1928). Możesz oczywiście wziąć jedną z dwóch”.

Podpowiadała Ruth Kantorowicz różne prezenty na srebrny jubileusz księdza Charlesa Joppera: „Niewykluczone, że coś od Gertrud von Le Fort będzie mile widziane. I ty uważasz „Hymny do Kościoła” za jej najważniejsze a nawet fundamentalne dzieło”.

W liście do swojej matki chrzestnej napisała: „Wierzę, że lektura książki Gertrud von Le Fort „Die ewige Frau” (1936) byłaby dla ciebie wielką radością”.


14.10. 1933 r. Edyta napisała do Gertrudy, że chciałaby przedstawić jej swoją matkę, bo ma związek z babcią Weroniki („Chusta Weroniki”), z powieści, w której Gertruda opowiada o swoim nawróceniu z protestantyzmu na katolicyzm w 1926 r. Na końcu tego listu pisze: „Słyszałam o napisanym przez Ciebie bardzo pięknym dziele o naturze kobiety. Czy mogę otrzymać ten tekst, by go przeczytać?”. Z notatek wynika, że chodzi o „Die ewige Frau” z 1934. W liście z 17.10.1933 r. Edyta napisała: „Przeczytałam w cichej celi Twoją piękną pochwałę Maryjną (…) Uważam teraz za zbędne wszystko, co zostało napisane w ostatnich dziesięcioleciach o kobietach”.




Pozostawiam Wam do lektury i refleksji kilka pięknych cytatów z wyżej wymienionej książki w moim tłumaczeniu:


„Apokalipsę czasów ostatecznych poprzedza apokalipsa poszczególnych epok i kręgów kulturowych. Odnosi się to do teraźniejszości: apostazja religijna naszych czasów, niespotykana dotychczas w swoich wymiarach, odzwierciedla się wyraźnie w empirycznym prezentowaniu kobiecości. Podobnie jak symbolika welonu, jego zrzucenie jest głęboko symboliczne. Wszystkie główne kobiece stany ukazują kobietę zakrytą welonem; panna młoda, wdowa i zakonnica noszą ten sam symbol. Zewnętrzny gest nigdy nie jest pozbawiony istoty; rezygnacja z symbolu jest również niezwykle symboliczna. Z tego punktu widzenia pewne mody stają się potwornymi zdrajcami, a nawet demaskują kobiety w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Obnażenie kobiety oznacza zawsze zniszczenie jej tajemnicy.


Bez wątpienia kobieta, która oddaje się sferze zmysłowej, czyli najbardziej żałosnemu ze wszystkich kultów, kultowi własnego ciała, ku niesłychanej niedoli swych bliźnich, staje się zwyrodnieniem, które niszczy bezpowrotnie powiązanie kobiety z jej metafizycznym przeznaczeniem. Nie widzimy tutaj tylko niegroźnego dziecięcego oblicza kobiecej próżności, lecz tutaj wyłania się ta banalna i upiorna twarz, która reprezentuje całkowite przeciwieństwo boskiego obrazu: pozbawiona twarzy maska ​​kobiecości. Ona, a nie twarz bolszewickiego proletariatu oszpecona głodem i nienawiścią, jest prawdziwym wyrazem bezbożności. Nasze rozważania powracają zatem do punktu wyjścia: do głoszenia niesprofanowanego obrazu Bożego w dogmacie Niepokalanej”



„Posłannictwo kobiety wykracza poza jej misję i dotyka tajemnicy świata: zwiastowanie Maryi jest zwiastowaniem, głoszonym  całemu stworzeniu, ale jednocześnie stworzeniu, które jest reprezentowane przez samą Maryję: przywrócenie wiecznego wizerunku kobiety poprzez jej Maryjne posłannictwo, realizuje się w zastępczej roli przedstawicielki stworzenia – Maryja reprezentuje swoje córki, a Jej córki reprezentują Maryję”


„Zetknięcie się z Kościołem zawsze i wszędzie oznacza uczestnictwo w jego uniwersalnym wymiarze. Pod Krzyżem, w miejscu w którym  Maryja stała się duchową matką wszystkich chrześcijan, stoi nie tylko kobieta, która ofiarowała swoje dziecko Bogu, ale także kobieta, która ofiarowała Bogu pragnienie lub nadzieję posiadania potomstwa lub zgodziła się je Bogu ofiarować. Matka nosząca w duszy Chrystusa to matka, która składa ręce dziecka do pierwszej modlitwy; ale to także zakonnica, która z miłością pomaga swoim duchowym córkom na poziomie życia zakonnego. To Monika, wielka Święta matek, która swoją modlitwą po raz drugi dała życie swojemu synowi, przemieniła Augustyna w świętego Augustyna. Ale to także święta dziewica, Katarzyna ze Sieny, „dolcissima mamma” swego duchowego syna, tak…, to także zupełnie samotna kobieta na łożu szpitalnym, która może już tylko modlić się do Chrystusa, którego nosi w swej duszy”



„Apostolat kobiety stanowi tylko część apostolatu osób świeckich, który spoczywa na każdym chrześcijaninie. 


Matka nigdy nie spełnia się w samej sobie, ale w dziecku: również w przypadku Kościoła Najświętszy Sakrament spoczywa na Synu, a nie na Matce. Właśnie na tym polega posłannictwo kobiety w Kościele, które ściśle wiąże się z istotą Kościoła, właśnie przez to przedstawia się cześć tejże istoty: Kościół przedstawiony jako Matka stanowi element współdziałający, bo tym, który w nim działa jest Jezus Chrystus. 


Właśnie w tym upatrujemy przyczyny, dlaczego Kościół nie może powierzyć kapłaństwa kobiecie, ten sam powód, przez który św. Paweł nakazał kobietom zasłaniać głowy podczas Mszy Świętej. Kościół nie może powierzyć kapłaństwa kobiecie, bo to zniszczyłoby właściwe znaczenie kobiety w Kościele. Zniszczona zostałaby ta część kobiecej tożsamości, która została w sposób symboliczny kobiecie powierzona. Żądanie św. Pawła nie dotyczy zwyczaju uwarunkowanego zwyczajami doczesnymi. Ono reprezentuje wymóg tworzenia ponadczasowego Kościoła względem kobiety, która jest ponadczasowa w swoim znaczeniu religijnym.


(…)


Apostolat kobiety w Kościele w pierwszej linii to Apostolat milczenia w centralnym obszarze tego, co jest prawdziwym Sakrum. Przy czym religijny charakter kobiety jest w Kościele silniej podkreślany. Apostolat milczenia oznacza, że kobieta przede wszystkim powołana jest do reprezentowania ukrytego życia Chrystusa w Kościele. Niosąc to posłannictwo w Kościele kobieta staje się Córką Maryi. W ten sposób uwydatnia się macierzyński Apostolat kobiety w swej największej głębi”


„Nie mężczyzna, lecz kobieta winna jest ratować zagrożony kobiecy wizerunek; musi ratować go w jego potrójnym wymiarze, tak jak zakłada to odwieczny porządek, pełnia mężczyzny i kobiety odpowiada pełni kobiecości. Druga połowa bytu obejmuje nie tylko, jak tego się współcześnie żąda, częściowy wizerunek kobiety jako mater (matki), ale też jako virgo (dziewicy) oraz sponsa (oblubienicy).


Sponsa, która reprezentuje przed męskim obliczem dziewicę i matkę, przestawia jednocześnie w tymże pełne oblicze kobiety. Pełni tego wizerunku odpowiada pełnia jej zadania: Sponsa nie tylko jest towarzyszką życia mężczyzny, ale również towarzyszką jego męskiej duszy. Prawdziwa kobieta nigdy nie zabiega tylko o jakąś część mężczyzny i jego świata, ona pragnie całej jego osoby, chce mieć udział w całej sferze jego życia. Tylko dzięki temu pełnemu uczestnictwu w życiu mężczyzny, kobieta może spełnić Boską wolę: może stać się drugą połową jednego istnienia. O ile kobieta nie decyduje ostatecznie o życiu mężczyzny, o tyle stojąc po jego stronie jej pozycja nabiera najwyższego znaczenia. (…)


Rosnące znaczenie kobiety dla przyszłej epoki (…) nie ma niczego wspólnego z kontynuacją nowoczesnego ruchu emancypacyjnego, który próbuje postawić kobietę na równi z mężczyzną i poprowadzić ją męskimi drogami. To był antyhierarchiczny ruch niwelujący jej kobiecą rolę. W przyszłości większe znaczenie będzie miała nie płeć piękna wyemancypowana, postawiona na równi mężczyźnie, lecz wieczna kobiecość. Przepowiadane większe znaczenie kobiety (…), tak zwane nowe znaczenie kobiety, znacząco różni się od tego historycznego. Rzecz w tym, że odbicie kobiecości ponownie może być widoczne w twórczym obliczu mężczyzny”



„Die ewige Frau” / „Niewiasta wieczna”

Gertrud von Le Fort, 

tłum. fragmentów: Anna Maternowska-Frasunkiewicz 


Gertrud von le Fort tak mnie zafascynowała, że postaram się poświecić więcej miejsca na moim blogu. Jak Wam się podobają przetłumaczone fragmenty jej esejów? Ja się przyznaję, że nieustannie do nich wracam… postaram się niebawem dodać ich więcej i szerzej opowiedzieć o twórczości tej niezwykłej kobiety.